Z perspektywy przeżytych lat, widzę i wiem, jak mało znacząca dla naszego rozwoju jest instytucja szkoły.
Mówię teraz ogólnie, choć zdaję sobie sprawę, że od każdej reguły zdarzają się wyjątki.
Niemniej, szkoła od początku uczy nas de facto jak żyć według reguł, przyjętych norm, zwraca uwagę na mało przydatne w dorosłym życiu zagadnienia.
Edukacja, wbrew pozorom, rzadko pozwala uczniom rozwijać ich talenty, realizować pasje i wyrastać na ludzi, których praca będzie ową pasją. Zwykle szkoły uczą, że wolno nam się rozwijać, ale do odpowiedniego pułapu i w ograniczonym zakresie. Przecież uczeń nie może wiedzieć więcej niż nauczyciel i ma traktować szkołę jak obowiązek, gdzie wstaje rano, idzie do szkoły, uczy się, potem wraca i znowu się uczy, odrabia lekcje. Schemat został przygotowany pod dalszą pracę zawodową, tylko później wynagradzają pieniędzmi to, że dopełnisz swoich obowiązków. Wcześniej uczysz się za „miskę jedzenia i ciepły dom” jaki tworzą dla Ciebie rodzice.
Przepraszam za siłę przekazu, ale warto to sobie uzmysłowić – im szybciej tym lepiej.
Zauważcie, że w szkole nikt nie mówi jak realnie wygląda „dorosłe życie”. Mówią nam tylko, zobaczysz… docenisz kiedyś czasy szkolne…
Który z nastolatków może wiedzieć co taki slogan oznacza?
Nikt nie mówi o tym, żeby zwracać uwagę i mówić o swoich emocjach, żeby zachować zdrowy tryb życia i balans między dietą i aktywnością fizyczną. Nazywa się to wychowaniem fizycznym lub biologią, gdzie albo ktoś skacze przez kozła, albo uczy się anatomii ciała, bez realnego wytłumaczenia, na co to komu potrzebne.
Prawda jest taka, że jeśli robisz coś bezwiednie, to zwykle robisz to źle. Jeśli nie wiesz jaki ta czynność może mieć wpływ na Twoje życie, zwykle bagatelizujesz ją.
Tak właśnie funkcjonuje większość młodzieży w placówkach oświatowych, a gdy trafia wreszcie do pracy, nie rozumie, czemu inni jej nie pobłażają, karzą coś robić, oczekując zwykle, że się domyśli.
Młodzi ludzie nie są uczeni w szkołach jak powinni wchodzić w relacje z innymi i tworzyć więzi. Najważniejszy jest program, który nauczyciele muszą zrealizować. To czy uczeń go rozumie, od zawsze stanowiło głuchy krzyk.
Przecież program jest dla uczniów, a nie uczniowie dla programu, jak nas uczą pedagogowie i szkoły.
Pokazanie, że coś nie działa, daje szansę poprawienia tego, naniesienia poprawek i zmian w programie, w schematach, itp.
Tylko komuś jeszcze do tego wszystkiego musi się chcieć przeciwstawiać tym regułom, a zwykle chętnych jest brak.
Dla większości ludzi, praca nie kojarzy się z miejscem przyjaznym, w którym się realizują i spełniają. Większość osób idzie do pracy, by zarabiać pieniądze na codzienne życie.
Kiedy taka „matnia” trwa latami, zwykle człowieka dopadają niskie stany emocjonalne, brak wiary w lepsze życie i w samego siebie. Nie lubimy pracy, nie lubimy siebie za to, co robimy, nie czujemy przyjemności z życia i zaczynamy chorować fizycznie i mentalnie. Brakuje nam odwagi żeby coś zmienić, by być sobą, a gdy zaczynamy głośno formułować pomysły na zmianę, to dookoła nas, nagle pojawiają się „eksperci od ryzyka”.
O tym, też nikt nie mówił nam w szkole. Nie uprzedzano, że ciało na skutek braku równowagi emocjonalnej i fizycznej zacznie niedomagać. We wszystkim i w każdej dziedzinie życia spotykamy się z założeniem „domyśl się”.
Kiedyś, nawet gdy były już pierwsze szkoły rodzenia w Polsce, nie mówiło się w nich o trudach macierzyństwa. Zwykle kobiety i przyszli tatusiowie słyszeli komunikaty typu „ Super! Gratulacje!” i byli pytani o wyprawkę i imię dla dziecka. A gdzie nieprzespane noce, ząbkowanie, kolki, reakcje malucha na szczepionki, choroby wieku dziecięcego aż do czasów szkoły podstawowej, ciąg zwolnień i kombinacji nad opieką dziecka i jednoczesnym połączeniu tego z pracą zawodową i codziennymi obowiązkami? Czemu o tym nikt nie mówił?
Podręczniki, podręcznikami, ale życie jest życiem. Uważam, że w edukacji od lat brakuje pierwiastka praktycznego. Brakuje w niej też takiej jakości, która pozwoliłaby ludziom lepiej funkcjonować w dorosłości ze swoimi zdolnościami i emocjami.
Z moich obserwacji i przypuszczeń wynika, że certyfikat ukończenia studiów przestanie być potrzebny w kolejnych latach. Zdecydowanie lepszą alternatywą staną się kursy i szkolenia z dziedzin, które pozwolą się rozwijać każdemu człowiekowi.
To, że coraz więcej osób zachęca nas do pracy nad sobą i rozwijaniu swoich świadomych wyborów jest obietnicą, że nie wszystko stracone, choć cukierkowo nie będzie.
Cokolwiek robisz i w jakimkolwiek jesteś wieku, pamiętaj, że czas spędzony w ławkach szkolnych to jedno, a życie i praktykowanie go, to drugie.
Miej odwagę wymagać od siebie i innych zmian, które są konieczne i mogą poprawić to, co przestarzałe i rdzawe w systemach.
Powodzenia!