Ten temat podpowiedziało mi… życie.
Odkąd pamiętam zawsze kochałam podróże i serio uważam, że kształcą one i dają prawdziwą szkołę życia, o ile podróżuje się na „własny rachunek”.
Osoby niezależne, dobrze wiedzą co mam na myśli 🙂
Wczorajszy dzień był słodką przyjemnością, bo pozwolił mi podróżować pół prywatnie, a pół zawodowo. Już od kilku miesięcy przekonuję się bowiem, że niektórzy moi klienci stają się z czasem moimi dobrymi znajomymi, z którymi spotykam się także w warunkach swobodnej rozmowy, wspólnego zwiedzania i spędzania czasu.
To niezwykle ciekawe doświadczenie, które przez lata pracy w korporacjach było mi obce.
Ale żeby nie odchodzić od tematu, chcę się odnieść do wczorajszego powrotu do domu.
Dzień był piękny i słoneczny, mimo że kalendarz wskazywał ostatni dzień lutego. Po zachodzie słońca zrobiło się rześko, chłodno. W mojej percepcji ciepłoty ciała nie pomagał fakt, że wstałam o 5:30 i byłam od tej pory na wysokich obrotach.
Na stacji w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie spędziłam dzień, pożegnałam Monikę kolejny raz ściskając ją mocno i dziękując za wspólnie spędzony czas. Pociąg miał trasę z Wrocławia przez Ostrów do Warszawy, do której jechałam, sporo osób więc już nim podróżowało.
Wsiadłam i zlokalizowałam moje miejsce przy stoliku, przy którym siedziała młoda dwudziestokilkuletnia dziewczyna i chłopak wyglądający jak najprawdziwszy zbir. W myślach przeklęłam, bo czekało mnie kilka godzin jazdy naprzeciwko tego typa. Umościłam się, on coś mruknął i zaczął nerwowo rozglądać się to raz po przedziale, gdy ktoś przechodził obok, innym razem w telefon.
Oczy miał wrogie i nieobecne. Rzucał co i rusz jakimś slangiem i przekleństwami pod nosem. Żeby nie gapić w niego i nie drażnić wyjęłam książkę z plecaka. Miałam ze sobą „Człowieka w poszukiwaniu sensu” V.Frankl’a. Lektura ciężka opowiadająca o skomplikowanej psychice więźniów obozu koncentracyjnego.
Dzikie spojrzenie zerknęło wyjątkowo zaciekawione na okładkę, chcąc dowiedzieć się co czytam.
Za chwilę wylądował wzrokiem z powrotem w swoim telefonie.
Moja natura, która uwielbia obserwować ludzi, co i rusz robiła sobie rzut okiem na tego delikwenta i na to co robi i jak się zachowuje. Przyznam, że najpierw robiłam to w obawie, żeby móc się zawczasu obronić, gdyby mu coś odbiło.
Potem jednak, okazało się, że On zawzięcie czytał swojego e – booka.
Wtedy podszedł konduktor żeby sprawdzić mój bilet. Jak zwykle zagadałam kilka słów i schowałam bilet, wtedy On coś mruknął w bardziej przyjaznym tonie i się lekko uśmiechnął. Moja mina musiała być bezcenna jak zobaczyłam, że mimo iż wyglądał na nie więcej niż 40 lat miał jeden samotny ząb w górnej szczęce. Myśli mi się zaczęły składać i utworzył mi się obraz teraz nieco inny niż w chwili kiedy wsiadłam do pociągu.
Teraz odebrałam go jako faceta, który nie miał łatwego dzieciństwa, nie raz dostał w gębę i pewnie miał też na pieńku z prawem, ale mimo to zawalczył o siebie, co pokazał tym e-bookiem, a potem odebranym telefonem od swojej kobiety.
Tak to jest, że gdy z kimś podróżujesz, nagle dowiadujesz się gdzie mieszka, z kim się spotyka, gdzie robi zakupy i co będzie miał na kolację jak wróci. To mnie rozbawiło, bo nie pytałam o to, a odpowiedzi pojawiły się same.
Potem zdarzył się mały wypadek, bo jedna z pasażerek zasłabła i konduktor zadzwonił po pogotowie. Kiedy wszyscy czekali, coraz bardziej zniecierpliwieni, mój siedzący vis a vis pasażer przemówił, że sytuacja owszem jest nieprzyjemna dla innych, ale nie chciałby być teraz w jej skórze lub jej męża. No szczerze powiem, że nagle facet zyskał +100 pkt i moją uwagę. Od tego miejsca przez kolejne półtorej godziny jazdy co i rusz zagadywał mnie i tę młodą dziewczynę, zaczął opowiadać więcej o sobie i swoim życiu i tak dostałam moją kolejną życiową lekcję.
Od wielu już lat patrzę na ludzi w inny sposób, staram się ich nie oceniać po przysłowiowej okładce, ale jak każdy człowiek czasem upadam. Czułam się wewnętrznie zażenowana swoimi pierwszymi myślami o tym chłopaku, ale z drugiej strony ucieszyłam się, że w trakcie jazdy szukałam w nim czegoś dobrego, pozytywnego i wartościowego, co pozwoliło mi ostatecznie dać szansę wygrać mojemu sercu, a nie logice.
Ta historia dała mi też fajny przekaz, żeby być czujną i pamiętać zawsze, że warto dawać ludziom kredyt zaufania. Z moich życiowych obserwacji wynika, że bycie dobrym i prawdziwym w tych uczuciach daje dobre plony i że DOBRO WRACA. Czasem jest to czyjś gest, uśmiech, miłe słowo. Jakkolwiek WARTO.
Nasze społeczne myślenie karze nam oceniać innych i porównywać się z nimi, a prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy ludźmi, jednym gatunkiem, który na różne znane nam sposoby, chce być szczęśliwy i zrozumiany przez innych.
Tylko tyle i aż tyle.
Pamiętaj o tym, zanim kiedyś komuś przykleisz mentalną etykietkę.
Czuj ludzi sercem, wtedy życie nabierze innego kształtu i wyjdziesz z powszechnych schematów dotyczących relacji z innymi.
Ściskam! Powodzenia!