Potrzeba bycia kochanym towarzyszy nam od niemowlęctwa. Od maleńkiego potrzebujemy dotyku, ciepła, głosu i zaopiekowania naszych rodziców. Te potrzeby stawiane są na równi z pokarmem. Są one niezbędne, żeby wzrastać prawidłowo. Z wiekiem ta potrzeba ewaluuje. Inaczej wygląda ona w wieku dziecięcym, inaczej w nastoletnim. Zmiany następują też w późniejszych dekadach życia. Inne aspekty stają się dla nas ważne. Na inne zachowania i uczucia zwracamy uwagę. Jednak potrzeba miłości nie ustaje. Każdy z nas nadal chce czuć się ważny dla kogoś i potrzebny. Chce być zrozumiany i uszanowany za to, jaki jest, co myśli, mówi i robi. Pragnie też kontaktu cielesnego, bo ten jest czymś fizjologicznym, wpisanym w naszą ewolucję. Bardzo potrzebujemy przebywać z innymi życzliwymi nam ludźmi. Czemu właśnie takimi? Bo nieżyczliwość i przykre doświadczenia, powodują często, że tracimy wiarę w innych ludzi, a nierzadko w nas samych. Czujemy, że odstajemy od innych, nie jesteśmy zrozumiani. Zaczynamy się zastanawiać czy to z nami, czy może z innymi jest “coś nie tak”. Ten etap zdecydowanie częściej dotyczy dorastającej młodzieży, nastolatków, którzy budują swój świat emocji, i którzy próbują pogodzić i zrozumieć wszystkie emocje, jakich doświadczają.
Coraz częściej z poziomu psychologii, psychiatrii i terapii słyszymy, że powinniśmy być zdrowymi egoistami. Co to oznacza? Otóż, żeby móc żyć w zgodzie z innymi, musimy realnie zanurzyć się w siebie, w swoje potrzeby, w nasz świat emocji i doznań. Musimy poznać nasze granice emocjonalne, fizyczne, mentalne. To prowadzi do uszanowania siebie. Bycia dla siebie kimś ważnym, a może nawet najważniejszym.
Granica w byciu życiowym egoistą, a traktowaniu priorytetowo swoich potrzeb i uczuć, jest cienka. Zwykle egoista nie bierze zdania innych osób pod uwagę, działa jak chce, mówi wprost i nie troszczy się, że robi tym komuś krzywdę. Realizacja jego planów i oczekiwań jest najważniejsza. Inaczej jest, gdy nasz zdrowy egoizm przemawia przez nas. Owszem działamy dla naszego najwyższego dobra, ale nie za wszelką cenę i nie “po trupach”. Nie chcemy poniżać innych, gdyż ich szanujemy jako ludzi i nie chcemy, żeby cierpieli.
Wiecie, która postawa sprzyja tworzeniu dobrych, zdrowych związków? Oczywiście, że ta, wskazująca na zdrowy egoizm. Często tak zachowującymi się ludźmi są Ci, którzy bardzo często doświadczyli sporych perturbacji w relacjach i wyciągnęli wnioski. Nie robią tego, co ich samych mogło by zaboleć, spowodować cierpienie. Osoby takie traktują innych z otwartym umysłem, nie krytykują, nie oceniają, traktują jak partnera i przyjaciela. Nie kłamią, nie oszukują, są lojalni i obecni w codzienności partnera. Potrafią dostrzegać zmiany w zachowaniu drugiej osoby, wywołane wypowiedzianym słowem czy sytuacją. Są empatyczni i współczujący.
No dobrze. Skoro wiemy, jak okazać miłość to pytanie, gdzie tego uczucia szukać?
Wiele osób szuka kogoś do kochania na siłę i to powoduje konsekwentne popełnianie błędów przy wyborze partnera. Niejednokrotnie zachowujemy się jak niespełna rozumu, byle tylko nie być samemu. To raczej dotyczy osób o charakterze ekstrawertycznym i tych ciągle poszukujących nowych wrażeń. Introwertycy częściej izolują się i traktują dom jak swoją gawrę, często nie wychodząc z niej, nawet mimo promieni wiosennych czy letnich. Wolą spędzać czas samotnie, po cichu licząc, że szczęście zapuka do ich drzwi, albo nastąpi szczęśliwy, nieoczekiwany zbieg okoliczności.
W książce Dawida Frawley’a “Ajurweda i umysł uzdrawianie świadomości” (Zielone wydawnictwo, Kraków 2020) autor pisze: ” W rzeczywistości nie powinniśmy zadawać sobie pytania, gdzie znaleźć miłość, lecz jak dawać miłość. Jeśli dążymy do tego, aby ofiarować miłość, to ona musi przyjść do nas, ponieważ patrzymy na nią jak na coś, co jest częścią nas samych”.
Myślałam sporo na ten temat. Frawley swoja myślą nawiązał do intencji i do tworzenia własnej rzeczywistości. Bycie w braku potęguje brak. Bycie nieszczęśliwym i opłakiwanie swojego życia, negowanie go i zaprzeczanie wszystkiemu co powoduje dobre chwile, sprawia, że zmiany i wydarzenia jakie przychodzą są tymi złymi. Skoro nie dostrzegasz piękna dookoła, to jak możesz być jego częścią? Jeśli Twoja głowa i serce są pełne ciemnych myśli i uczuć, jak odnaleźć inną rzeczywistość?
Niestety wielu z nas szuka miłości i pełni w innych ludziach, w tej drugiej osobie. Jakże mylące jest takie postępowanie… Czy nie wiesz, że inni są dla nas jedynie naszymi zwierciadłami? Że w nich dostrzegamy te piękne, bądź brzydkie cechy, które są w nas i które stanowią dla nas punkt pracy nad samymi sobą?
Jeśli akceptujemy siebie w całości, kochamy i pielęgnujemy te dobre cechy, a nad tymi złymi pracujemy każdego dnia, to możemy powiedzieć, że jesteśmy gotowi dawać siebie innym. Że jesteśmy pełnią. Że druga osoba będzie dla nas partnerem, przyjacielem, kochankiem, a nie wybawcą, ochroniarzem, opiekunem czy sponsorem.
Tylko patrząc na siebie przez pryzmat akceptacji, możemy odnaleźć miłość i umieć ją ofiarować innym. Tylko w taki sposób nasze uczucia będą prawdziwe, realne, świadome i niepodważalne. Za każdym razem, kiedy czegoś będziesz chciał doświadczyć czy doznać, nie licz, że ktoś inny Ci to ofiaruje. Poszukaj tego w sobie. Zadaj sobie trud. Weź odpowiedzialność za siebie. A wtedy wszechświat Cię poprowadzi najlepszą dla Ciebie ścieżką. Będzie to droga pełna szczęścia i miłości.