Kiedy usłyszysz, że kogoś boli głowa, to powiesz, żeby wziął ibuprom czy apap.
Gdy usłyszysz, że ktoś ma kontuzję mięśnia, podpowiesz mu stosowanie maści czy żelu.
Rzadko kiedy dociekamy przyczyny dolegliwości, stanu zdrowia czy samopoczucia u innych. Zwykle mamy do czynienia ze znieczulicą wynikającą z braku czasu i pośpiechu lub skrajnym zachowaniem polegającym nad uporczywym i dociekliwym rozkładaniem każdego elementu naszej lub cudzej dolegliwości na milion kawałków i części.
Od razu powiem, że obie, skrajne reakcje nie są dobre.
To, o czym zapomnieliśmy w dzisiejszym zabieganym, materialnym świecie, to fakt, że nasze ciało jest naszym barometrem uczuć i doznań, że ma ono nam służyć, a nie nam przeszkadzać.
Aktualnie farmacja ma lek na wszystko. Na lepszy sen, na lepszy apetyt, na różne rodzaje bólu i każdą część ciała, a wszystko zapakowane w coraz to bardziej kolorowe i atrakcyjne opakowanie.
Koszmar!
Doszliśmy do tego etapu, że łykamy wszystko na wszystko.
Zamiast czerpać z natury, to faszerujemy się przetworzonymi i sproszkowanymi wersjami suplementów, witamin, leków i antybiotyków.
Zamiast spacerować w słońcu, to siedzimy w domu przed ekranami laptopów lub tv i łykamy kolejną dawkę witaminy D3. Takich bezsensownych przykładów zachowań są setki, jak nie tysiące.
Lekarze rodzinni – nie uwłaczając wszystkim – niestety w większości, działają dziś na zasadach dyktowanych przez koncerny farmaceutyczne, które nierzadko opłacają im szkolenia i kursy w zamian za wypisywanie recept na ich produkty. Taki tam „cichy marketing” na wielką skalę, o którym szczególnie głośno zrobiło się w Polsce po filmie Patryka Vegi „Botoks” (sam film miał wielu przeciwników, ale kilka faktów w nim pokazanych, dało do myślenia).
Film ten pokazał też realia szpitali państwowych, w których działanie i schematy zatrzymały się w latach 50. XX wieku, a także braku empatii lekarzy wobec pacjentów.
Z przykrością stwierdzam, że niewiele się zmienia. Ludzie, którzy możliwe, że wchodzili w zawód lekarza czy pielęgniarki z misją pomagania innym, w dużej mierze zostali ograniczeni przez system, prawa i obowiązki i działanie samych placówek, które delikatnie mówiąc, nie lubią osób nader wylewnych, empatycznych i misyjnych. Nadal działa schemat, „kiedy wchodzisz między wrony, musisz krakać jak one”. A jak Ci się nie podoba, to zmień zawód …
O ile pracujesz w korporacji i masz pakiet medyczny, albo zwyczajnie stać Cię na comiesięczne opłacanie takiego abonamentu w prywatnej placówce, to temat jest dla Ciebie łaskawszy.
Łaskawszy, bo nie idealny.
Kiedyś, gdy na rynku polskim pojawiać się zaczęły takie prywatne usługi medyczne, wizyta u specjalisty trwała około 30min. i nie trzeba było na nią czekać dłużej niż 2-3 dni. Teraz możliwe terminy oczekiwania na wizyty się wydłużyły, czas spotkania z lekarzem, znacząco skrócił, a ceny wyjątkowo nie zmalały…
Prawda jaką zauważyłam sama i o jakiej słyszę od bliskich i pacjentów jest zatrważająca.
Okazuje się bowiem, że dziś już mało kto wierzy w pomoc lekarzy.
Większość z nas widzi, że system medyczny w Polsce kuleje, a czas 2. letniej pandemii, która zakończyła się w dniu wybuchu wojny na Ukrainie (!), pogrążył służbę zdrowia i zaprzepaścił możliwość normalnego traktowania pacjentów.
Teraz jak nigdy wcześniej, ważniejsze od człowieka i jego zdrowia, stały się administracyjne zapisy w komputerze i maseczka na twarzy kiedy wchodzisz do placówki medycznej.
Nieszczęście ludzi polega na tym, że niczym tonący brzytwy się chwyta, tak i pacjenci w potrzebie, szukają możliwości pomocy dla siebie lub bliskich w sytuacjach wymagających czegoś więcej niż ibuprom. Bo komu wierzyć jak nie lekarzom, którzy pokończyli uniwersytety medyczne i liczne szkolenia?
Nie odżegnuję się od medycyny tradycyjnej i pracy lekarzy. Nie wszyscy i nie wszystko jest złe. Jest jednak na tyle wiele do zmiany w mentalności i schematach, że unikam takich miejsc jak to możliwe. Prawdą jest, że trzeba być naprawdę zdrowym, żeby chorować w Polsce.
Tu nawet lekarze widzą jak wiele jest spychologii, jak wiele zabiegów się odsuwa wypisując skierowania na konsultacje, a potem skierowanie na konsultację konsultacji. Gdzie w tym wszystkim jest pacjent, który chce się wyleczyć i żyć zdrowo?
Jak się okazuje diabeł tkwi w szczegółach, a siła w prostocie.
Wiele zaburzeń i chorób można wyleczyć poprzez odpowiedni styl życia.
Wielu rozwijających się patogenów w ciele można się pozbyć poprzez jedzenie warzyw i owoców.
Każdy z nas ma zdrowie na wyciągnięcie ręki, ale nie są to zapakowane w fikuśne opakowania proszki i tabletki.
Są to produkty naturalne, roślinne, nieprzetworzone.
O nich w kolejnych artykułach, do których już dziś serdecznie Cię zapraszam.
Jeśli jesteś zainteresowany alternatywnymi sposobami na wzmocnienie organizmu i wspieranie procesów uzdrawiających Twoje ciało, napisz do mnie lub zadzwoń.
Zajmuję się doradztwem i traktuję pacjentów (klientów) w sposób holistyczny, dbając nie tylko o zdrowe ciało, ale także emocje i wzrost osobisty.
Do usłyszenia i dużo zdrowia!